czwartek, 28 stycznia 2016

ZANZIBAR PART |

IMG_7149_l
Hej Kochani :) Już wróciłam z wakacji, uporządkowałam zdjęcia i filmy, a teraz chciałabym się nimi z Wami podzielić. Jak już przeczytaliście we wcześniejszej notce, swoją podróż zaczęłam od Rzymu, po czym na drugi dzień czekały mnie dwa samoloty i prawie 20 godzinna podróż. W środę ok. 15:00 przyleciałam na lotnisko w Zanzibarze, gdzie powitało mnie niesamowicie gorące i wilgotne powietrze. Ponoć cały ranek padało, co zaskoczyło wszystkich mieszkańców, a mnie trochę rozczarowało, bo ciągle w głowie miałam wyobrażenie siebie wygrzewającej się w pełnym słońcu na rajskiej plaży.
Mimo tego, że byłam już w wielu miejscach na świecie, co doceniam i co czyni mnie tym samym wielką szczęściarą, jeszcze nigdy nie widziałam takiego lotniska. To naprawdę zupełnie inny świat, szczególnie, że przyleciałam z Doha z lotniska, które uznawane jest za jedno z najbardziej nowoczesnych na całym świecie. Przykładowo, odbiór bagaży odbywał się za pośrednictwem jednego z pracowników, który po prostu te walizki własnoręcznie przyniósł i pozostawił bez opieki na środku malutkiego lotniska. Oczywiście w żadnym wypadku mnie to nie zraziło, tyko zafascynowało, że znajduję się obecnie w części świata, gdzie kultura oraz zwyczaje są mi zupełnie obecne, a ja z wielką przyjemnością będę chciała je poznać. Wsiedliśmy do busa, który został po nas wysłany przez hotel i czekała nas godzinna podróż na drugą stronę wyspy. Po drodze mijaliśmy malutkie wioseczki z niedokończonymi domami bez dachów, chatkami zadaszonymi zaplecionymi palmowymi liśćmi, brudnymi podwórkami z wychudzonymi kozami i malutkimi kurczakami, bosych tubylców ubranych w kolorowe chusty i bose dzieci, wracające ze szkół w jednakowych mundurkach. W drodze rozmawiałam z kierowcą zadając mu mnóstwo pytań na temat edukacji, polityki, pracy czy religii w miejscu, w którym miałam spędzić kolejne 7 dni. Po chwili okazało się, że godzina minęła zbyt szybko na to, abym mogła dowiedzieć się wszystkiego, o co chciałam zapytać, a moim oczom ukazały się rosnące na prawo i lewo rzędy pięknie kwitnących na czerwono drzew. które tworzyły drogą prowadzącą do naszego hotelu. Wyprzedzając Wasze pytania, był to hotel Ocean Paradise Resort, który bardzo polecam. Nasz pokój znajdował się w domku z dużym tarasem z widokiem na cały imponujący teren ośrodka. Pierwszy dzień spędziłam czytając książkę na hamaku, patrząc na błękitną i spokojną wodę, po której gdzieniegdzie dryfowały ręcznie robione drewniane łódeczki tubylców, którymi przewozili turystów za 30 dolarów. Podczas kolacji, przygrywał nam zespół na żywo, przedstawiając piosenki popularne w tym regionie, dzięki którym można było poczuć magiczny klimat tej części świata. Jedyne o czym marzyłam to położenie się spać, bo byłam wykończona po podróży i tylu emocjach na raz. Na drugi dzień obudziło mnie piękne, błękitne niebo i prażące słońce, o którym tak bardzo marzyłam.








IMG_7015_l

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz